łódką, ale zamiast iść wschodnią, puściłem się zachodnią stroną wyspy, chcąc raz przecie zwiedzić ją całkowicie.
Zaledwie doszedłem na wierzch wzgórka położonego nad ujściem rzeczki, gdy nagle rzuciwszy okiem na morze, ujrzałem w oddaleniu jakiś punkt czarny. Wielka odległość nie pozwoliła mi rozpoznać czy to łódź, czy jaka wielka ryba; na nieszczęście nie miałem z sobą perspektywy. Ponieważ przedmiot ów wkrótce zniknął mi z oczu, a zatém puściłem się w dalszą podróż.
Lecz któż opisze moje przerażenie, gdy w miejscu na którém przed czterema laty była wyciśnięta stopa ludzka, ujrzałem mnóstwo porozrzucanych piszczeli, parę czaszek i niepodogryzanych rąk z okrwawionemi palcami. Wszystko to leżało w dużém okrągłém zagłębieniu, w środku którego były ślady świeżo wypalonego ogniska.
Oburzenie, przestrach, zgroza, obrzydliwość, gniew, przykuły mię do ziemi; stałem jak głaz, nie mogąc poruszyć się