Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/274

Ta strona została uwierzytelniona.

ku gromadzie w zamiarze zamordowania. Ale kiedy jeden padł pod ciosem kamiennéj siekiery, drugi zerwawszy więzy zaczął uciekać z niezmierną szybkością, właśnie w kierunku wzgórza na którém stałem. Przeląkłem się bardzo widząc to, gdyż cała gromada dzikich mogła się za nim puścić w pogoń, lecz na szczęście trzech tylko zaczęło ścigać jeńca, który przez ten czas nim się gonić namyślili, już potężny kawał ubiegł.
Pomiędzy wzgórzém na którém stałem a dzikiemi, znajdowała się odnoga morska na kilkanaście sążni szeroka. Jeżeli jeniec chciał ujść ścigającym, musiał ją koniecznie przepłynąć; tak się téż stało. Przybywszy nad brzeg, wskoczył w morze; po kilku śmiałych rzutach był już, już na drugiéj stronie i zaczął okrążać pagórek. Z trzech ścigających, jeden zapewne nie bardzo wprawny w pływanie, namyślił się i wrócił; dwóch innych przepłynęło zatokę.
Widocznie sen mój się spełniał: Opatrzność powoływała mię ażebym wyratował nieszczęśliwego. Zbiegłem szybko z pagórka i stanąłem pomiędzy uciekającym a goniącymi, zawołałem na niego aby się zatrzymał, lecz biedak przeląkł się mnie, podobnie jak swych nieprzyjaciół. Dając mu znak żeby się nie bał i przyszedł do mnie, zwróciłem się naprzeciw ścigających, a gdy jeden z nich koło mnie przebiegał, zgruchotałem mu czaszkę kolbą; lękałem się bowiem strzelić, ażeby hukiem nie zwabić całéj gromady, chociaż w takiéj odległości możeby nie usłyszeli wystrzału. Towarzysz zamordowanego na ten widok stanął jak wryty, lecz ujrzawszy mię wychodzącego z za drzewa, wymierzył z łuku. Uprzedzając strzał, wypaliłem z strzelby kładąc go na miejscu trupem.