jąłem z garderoby zabranéj z okrętu koszulę, majtki, kaftan i czapkę, i ustroiłem w nie Piętaszka.
Widząc się przybranym tak jak ja, Indyanin nie posiadał się z radości: skakał jak dziecko i klaskał w ręce; lecz wkrótce ubiór zaczął mu dokuczać, bo chodząc przez całe życie nago, nie mógł znieść nic na sobie; chciał zrzucić suknie, ale na to nie pozwoliłem. Po kilku dniach przyzwyczaił się do noszenia ubioru.
Teraz szło o pomieszczenie nowego gościa, nie chciałem go przypuścić do wspólnego mieszkania, raz dlatego żem mu nie bardzo ufał, a powtóre że to ograniczałoby moją swobodę. Wystawiłem mu więc małą komórkę z desek, tuż przy mieszkaniu. Piętaszek był bardzo kontent ze swego domku, obawiał się tylko psa, ale wkrótce poznawszy łagodność tego zwierzęcia polubił je bardzo.
Obawy moje i niedowierzanie niezadługo całkiem ustały. Bóg w tém kolorowém ciele najzacniejszą duszę umieścił; nigdy najmniejszy upór lub niezadowolenie nie okazało się na