— Nie, ale trzeba jechać ostrożnie, bo jak morska rzeka porwie, to już czółno do domu nie powróci.
Widać więc że znali ów gwałtowny prąd, który mię omało nie porwał na przestwory oceanu. Piętaszek zawsze mówił o sobie w trzeciéj osobie, podobnie jak to czynią dzieci. Naród swój nazywał „Karib,“ podobnie jak i innych wyspiarzy, z tą tylko różnicą, że gdy mówił o swoich, nazywał ich „Mocny Karib.“
Opowiadał mi także, że na południu w dużéj ziemi, biali ludzie wymordowali całe narody Indyan. Widocznie odnosiło się to do Hiszpanów, których okrucieństwa były tak straszne, że wieść o nich doszła do uszu Karaibów.
Zaprowadziłem go raz do mego czółna, a wskazując je spytałem:
— Czy można na takiém dostać się do ziemi, gdzie biali ludzie mieszkają?
— O nie... nie... trzeba dwa czółna takie jak Robinsona, bo jedno morze przewróci.
Nie mogłem zrozumieć z początku, dlaczego jedno czółno może woda zatopić, a dwóch nie; późniéj dopiero pomiarkowałem, że nieumiejąc powiedzieć dwa razy większe, mówił dwa czółna.
W półtora roku po swém przybyciu na wyspę, Piętaszek tyle się nauczył po angielsku, że mogłem już zacząć z nim naukę religii.
Jednego razu usiedliśmy w niedzielę pod drzewem, a ja go zapytałem:
— Czy wiesz kto stworzył to wszystko co widzisz w około?
Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/284
Ta strona została uwierzytelniona.