Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/289

Ta strona została uwierzytelniona.

kiem czego zgłębiałem słowo Boże, i bardzo wielu ustępów nauczyłem się na pamięć.
Oprócz tego opowiedziałem Piętaszkowi moje przygody, nie ukrywając błędów i wad, które mię w stan opuszczenia wtrąciły; daléj mówiłem mu o rozmaitych państwach europejskich, o wielkich miastach i ich przemyśle, o naszéj potężnéj flocie, tłumaczyłem siłę i użytek prochu: wszystkiego słuchał z wielką uwagą i podziwieniem.
W pół roku po naszém poznaniu się, podarowałem Piętaszkowi nóż składany, kordelas i siekierę. Dary te niezmiernie go ucieszyły, i tak je szanował, że w półtrzecia roku potém, mało co znać było że je często używa.
Jednego dnia gdym mu narysował piórem szalupę, zapytując czyby wspólnie ze mną podobnéj nie potrafił zrobić, zawołał żywo:
— Wiem! wiem, widziałem taką samą...
— Gdzie widziałeś? — zagadnąłem skwapliwie.
— W domu na naszéj wyspie. Raz dwa dni była wielka burza, pioruny, błyskawica; trzeciego dnia rano, bardzo rano, morze wyrzuciło na brzeg duże czółno z białemi ludźmi; mieli brody i wąsy i trochę broni, ale nie z piorunami, tylko same pałasze.
— Wielu ich znajdowało się na statku? — zapytałem.
Piętaszek myślał długo, jakby sobie przypominał, potém zawołał:
— Siedmnaście, tak, siedmnaście białych brodatych ludzi.
— Cóż się z niemi dzieje? — zapytałem.
— Żyją tam gdzie dom Piętaszka, na południu.
— Czy dawno?