przyjaznych Karaibów, nadto wzięli z sobą dwie siekiery i topór, oraz pakę gwoździ, dla naprawy szalupy staréj lub wybudowania wielkiéj łodzi, potrzebnéj do przewiezienia tak znacznéj liczby osób. Nakoniec wręczyłem Don Juanowi pióra i flaszeczkę atramentu, aby mieli czém podpisać umowę.
Nastąpiła chwila odjazdu: Piętaszek rzucił się na szyję ojcu, okrywał go pocałunkami i pieszczotami; ściskał starego i płakał tak rzewnie, że mnie samemu cisnęły się łzy do oczu. Ja i Don Juan podawszy sobie dłonie, uścisnęliśmy się serdecznie, życząc rychłego widzenia się. Poczém wsiedli do czółna zaopatrzonego masztem i żaglem, a wiatr pomyślny zaczął je pędzić w pożądanym kierunku. Długo, długo, patrzyliśmy za niemi, dopóki tylko jeszcze czarny punkt rozróżnić można było na morzu, a Piętaszek zalewał się rzewnemi łzami, jakgdyby nigdy już ojca nie spodziewał się zobaczyć.
Kiedy łódź nam z oczu zniknęła, udaliśmy się do świątyni, prosząc u stóp krzyża o pomyślną żeglugę, i o powrót szczęśliwy naszych towarzyszy.