Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/313

Ta strona została uwierzytelniona.

szy przebyłem parę tygodni, gdy w dniu 28 sierpnia o świcie zbudził mię Piętaszek, wołając:
— Panie! Robinsonie! wstawaj! wstawaj! już są!
Zerwałem się z łóżka, wciągnąłem szybko suknie, a nie myśląc o niebezpieczeństwie, nie wziąwszy nawet broni, pobiegłem ku wybrzeżom; lecz jakież było moje przerażenie, gdy wybiegłszy z lasku otaczającego zamek, ujrzałem na morzu dużą szalupę, pędzoną ku brzegom wiatrem.
— To nie nasz statek — krzyknąłem z trwogą; — płyną od zachodu, a nasi przybyć mieli z południa; ukryjmy się, ukryjmy co żywo, któż wié czy to przyjaciel, albo wróg?
Natychmiast pospieszyliśmy ku zamkowi. Postawiłem Piętaszka przy nabitym kilkunastu kulami falkonecie, z lontem w ręku, rozkazując aby natychmiast dał ognia, skoro zakomenderuję, sam zaś wybiegłem na strażnicę, uzbrojony strzelbą i perspektywą.
Zaledwie wdarłszy się na skałę zwróciłem oczy na morze, gdy w odległości dwóch mil morskich spostrzegłem okręt stojący na kotwicy, a ze struktury można było odrazu poznać, że jest pochodzenia angielskiego, podobnież jak szalupa zbliżająca się coraz bardziéj ku brzegom.
Na ten widok serce zabiło mi gwałtownie. Niewypowiedzianą radość zobaczenia się nakoniec z Anglikami, rodakami, braćmi, wkrótce zatruło powątpiewanie i trwoga. Zkąd w tym odludnym zakącie mórz, mógł się znaleźć okręt angielski; wszakże marynarze i kupcy nasi nigdy nie zapuszczają się w te strony; żaden okręt europejski nie zawija do tych niegościnnych brzegów, gdzie nie ma ani osad, ani przystani handlowych. Burza ich tutaj nie zapędziła, bo od