trzech miesięcy najmniejsza chmurka nie zasępiła widnokręgu. Należało być ostrożnym i ukrywać się, bo po takich zakątach włóczą się tylko rozbójnicy lub bukaniery[1].
Długo jeszcze leżałem za ułomkiem skały z wymierzoną perspektywą, zanim szalupa przybiła do lądu. Szczęściem nie dostrzegli zatoki, w któréj łódka moja była ukrytą, gdyż byliby mię odkryli niezawodnie. Załoga składała się z jedenastu ludzi, z których ośmiu miało szable, trzech zaś z związazanemi w tył rękoma stali w środku. Z ubioru przekonałem się, iż są w istocie anglikami.
Położenie jeńców musiało być nie najprzyjemniejszém, gdyż wznosili głowy ku niebu, wstrząsając związanemi rękami; twarze ich były wybladłe, a krok niepewny. Zbrojni wyprowadzili ich na brzeg, jeden dobywszy szabli, zaczął wywijać nią nad głowami nieszczęśliwych jeńców. Poczém posadzono ich pod drzewem, a cała gromada zbrojnych udała się ku lasowi, gdzieśmy przed parą tygodniami stoczyli bitwę z dzikiemi. Dwóch pozostałych w szalupie obwinęło się w płaszcze, i poukładało się jakby do spoczynku.
Zbiegłem z góry, zajmowała mię myśl oswobodzenia trzech związanych, lecz nie wiedziałem jak tego dokonać. O gdyby
- ↑ Bukanierami nazywano w połowie XVII wieku awanturników francuzkich, którzy osiadłszy w Antyllach i połączywszy się z różnemi śmiałkami innych narodów, z początku bili dzikie bydło i wędzili ich mięso, lecz późniéj tchnąc nienawiścią ku Hiszpanom, prowadzili z nimi zacięte wojny, niszcząc ich miasta nadbrzeżne, zabierając statki kupieckie, i staczając bitwy z wojennemi flotami; póżniéj nazwano ich Flibustierami.