Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/322

Ta strona została uwierzytelniona.

Natychmiast udaliśmy się na strażnicę z perspektywami dla przypatrzenia się co się dzieje na okręcie. Załoga nie mogąc się doczekać powrotu szalupy wywiesiła flagę różnobarwną, jako sygnał ostateczny, wzywający do powrotu; lecz gdy i to nie skutkowało, spuszczono czółno na wodę.
Wkrótce zbliżył się nowy statek tak, iż mogliśmy rozpoznać nawet twarze ludzi na nim będących; wszyscy mieli broń palną.
— Na nieszczęście — zawołał kapitan — pomiędzy ludźmi w czółnie tylko czterech jest takich, których pogróżkami do buntu wciągnięto; reszta zaś, mianowicie téż sternik, są to prawie główni wichrzyciele: w razie spotkania nie możemy się spodziewać, ażeby nam poszło tak łatwo jak pierwszym razem.
— Wierz mi kapitanie — rzekłem na to, — że za przybyciem tu, znajdowałem się w gorszém położeniu od ciebie, a jednak mię Bóg z niego wydźwignął, miéj zatém nadzieję że i ciebie nie opuści.
— Dziękuję ci za dodawanie mi odwagi, jednakże jeżeli mam szczerze powiedzieć, nie spodziewam się abyśmy z téj sprawy wyszli cało.
— Wkrótce się przekonasz że miałem słuszność — odrzekłem — ufając w opiekę Opatrzności.