Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/349

Ta strona została uwierzytelniona.

na wyspie; ale jakaż była moja radość, kiedy najprzód spotkałem Hiszpana wyratowanego przezemnie.

Trudno opisać z jakiém wzruszeniem witał mię ten zacny człowiek. Przez długi czas ściskaliśmy się ze łzami, nie mogąc przemówić słowa. Gdy inni dowiedzieli się o mojém przybyciu, natychmiast powitali mię wystrzałem całéj artyleryi, na co okręt i szalupa odpowiedziały. Na odgłos wystrzałów nadbiegł ojciec Piętaszka, powitanie ich było bardzo rozrzewniającém. Posadziwszy ojca na wzgórku, wpatrywał się w niego jak w obraz, a co chwila odbiegał po jakiś przysmaczek do szalupy, i wracał znów okrywać pieszczotami starca. Przytém wciąż mówił po Karaibsku, tak że mu się usta nie zamknęły na chwilę.
Nadbiegli Hiszpanie w liczbie szesnastu poprowadzili nas w tryumfie do zamku; na szczycie strażnicy zatknięto sztandar z mojém nazwiskiem. Nie mogłem poznać fortyfikacyi, bo je znacznie podniesiono, tak że wał dochodził do czterech sążni wysokości, a rów dokoła szeroki na trzy sążnie, napeł-