się wyswobodzić, a połączywszy się z swemi koleżkami, na nowo zaczął dokuczać Hiszpanom.
Tego już było zanadto: mieszkańcy zamku chociaż szlachetni i łagodni, nie mogli dłużéj wytrzymać i żyć ciągle pod groźbą stracenia wszystkiego co posiadali; raz należało pozbyć się niegodziwych sąsiadów. Anglicy widząc że tym razem nie ujdzie im na sucho, udali się w pokorę, prosząc Hiszpanów o pozwolenie opuszczenia wyspy na karaibskiéj łodzi, i uzyskali je. Don Juan zaopatrzył łódź we wszystkie potrzeby, a nawet udzielił im dwie strzelby i kilkadziesiąt ładunków. Do łodzi dorobiono maszt i żagiel.
Tak zaopatrzeni puścili się na morze. Hiszpanie odprowadzili ich do brzegu, życząc pomyślnéj podróży i ciesząc się że już raz pozbyli się wichrzycieli zatruwających im życie.
We dwa tygodnie potém, Hiszpan pracujący w polu postrzegł łódź płynącą ku brzegowi, na któréj ośmiu znajdowało się ludzi. Przestraszony tém pobiegł do zamku, donosząc o niebezpieczeństwie. Hiszpanie pochwyciwszy strzelby, wyszli na spotkanie mniemanych nieprzyjacioł, i z wielkiém zdziwieniem i smutkiem, poznali że to powracają Anglicy w towarzystwie pięciu Karaibów. Oto co ich spotkało:
Po dwóch dniach żeglugi, wylądowali na wyspę leżącą na zachodzie; mieszkańcy zbiegli się natychmiast z bronią, dla przeszkodzenia wylądowaniu przybyszów. Zaniechawszy więc swego zamiaru, popłynęli ku południowi i wysiedli na niewielką przez kilkudziesięciu dzikich zamieszkaną wysepkę. Karaibowie przyjęli ich bardzo dobrze, dostarczając żywności złożonéj z patatów i ryb suszonych. Mieli oni u siebie pięciu niewolników schwytanych w ostatniéj potyczce i za parę
Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/352
Ta strona została uwierzytelniona.