Przez cały ten czas dostrzegano wprawdzie odwiedziny Karaibów, lecz piekielne ich uczty nie zakłócały w niczém spokojności osady. Jednego atoli poranku, dwaj Anglicy przybiegli przerażeni, donosząc że flotylla złożona z ośmiu łodzi napełnionych dzikiemi, przybiła do wyspy niedaleko od ich mieszkań. Na szczęście dostrzegli ją dość daleko na morzu, mogli więc ujść bezpiecznie, zabrawszy żony i sprzęty.
Natychmiast Don Juan zastępujący miejsce gubernatora, wysłał trzech Hiszpanów i jednego Anglika na zwiady; kozy zapędzono do gaju otaczającego zamek, ponabijano działa i strzelby, z niecierpliwością oczekując powrotu oddziału.
Wkrótce powrócili wysłańcy nadzwyczaj zasmuceni, donosząc że dzicy odkryli chaty Anglików i obrócili je w perzynę, poczém rozproszyli się w rozmaitych kierunkach, znać dla wyszukania mieszkańców osady. Jakkolwiek liczba Karaibów do pięćdziesięciu wynosiła, Europejczykowie nie obawiali się ich, mając dostateczny zapas broni i amunicyi.
Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/356
Ta strona została uwierzytelniona.
XLII.
Najazd Karaibów na wyspę — dwie flotylle — przygotowania do walki — potyczka i odparcie dzikich — spalenie czółen — powtórny napad — wódz indyjski — mężna Karaibka — klęska — zakończenie wojny.