byście poważyli się raz jeszcze tu wylądować, natenczas nietylko wszystkich zniszczymy piorunami, ale wyspę waszą pogrążymy w przepaściach morskich.
— Jakże wrócimy do siebie — rzekł jeden z Karaibów, — kiedy zniszczyłeś nasze łodzie.
— Pozwolę wam zbudować inne! oto macie siekiery.
Dzicy z radością przyjęli ten projekt, i natychmiast wzięli się do ścinania drzew; Hiszpanie powrócili do zamku.
W tydzień potém sześć czółen było gotowych. Karaibowie upiekli i pożarli ciało wodza z czerwoném piórem, albowiem mniemali, że nabiorą takiego męztwa jakie on posiadał.
Don Juan zaopatrzył ich w żywność na drogę i zwrócił im jedenastu rannych, którzy mogli odpłynąć razem, a pozostałych czterech zostało na wyspie, służąc Hiszpanom. Pięćdziesięciu sześciu Karaibów z dwustu przybyłych, powróciło do swéj ojczyzny.
Rok już przeszło od tego czasu, a ani jedno czółno karaibskie nie zbliżyło się do wyspy, na któréj tak straszliwą ponieśli klęskę.