Strona:PL Dar jaskółek.pdf/11

Ta strona została uwierzytelniona.

sztuczne. Te zakupy pochłonęły prawie całkowicie skromny kapitał zakładowy, jaki posiadała drużyna.
Ale za to, jak sprawnie szła praca!
Oleńka, zaszyta w gęstwinę młodych świerczków, leżąc na mchu, z rozpalonemi policzkami, tworzyła wiersze, które miały być przez nią wypowiadane.
Zofka z pomocą Jaśki, Heli i Tośki, ustawiała przemyślne rusztowania, rodzaj klatek, z której tektura i papier miały uczynić pokaźną chałupę. Szkielet ten pokryto w dolnych częściach płatami tektury, gdyż trzeba się było liczyć z tem, że ktoś mógł w zapale gry pchnąć lub uderzyć taką ścianę. Górne części pokryto szarym papierem. Gdy to zostało ukończone, pożyczono z Zagórza drabinę malarską — i zaczęła się najprzyjemniejsza część roboty.
Rozrobiono farby z klejem w puszkach od konserw i Zofka wzięła się do malowania. Dwie małe skautki podawały jej pędzle i puszki z farbami.
Przyjemnie było malować same smakowite rzeczy: pierniki z migdałami i lukrem, na dachu wafle zamiast dachówek, na środku dachu wielki koń z piernika z wdzięcznie zagiętą nóżką, cały biały, z siodełkiem różowem, z równiutko fryzowaną grzywą, jak na konia z piernika przystało.
Słupy podsienia (pnie drzewek) zamienił śmiały pędzel Zofki w apetyczne, kręcone cukierki, wykonane we wszystkich kolorach tęczy, takie, jakie się widuje u przekupniów na każdym jarmarku.
Ściany domku były skromniejsze, z brunatnych pierników bez lukru, tylko koło okien (były tu dwa okna, suto ozdobione zawijasami z różowego cukru). Drzwi pilnowały stojące po obu stronach na straży dwa „panoki“, to jest laleczki z żółtego ciasta, jakie sprzedają na całem Podhalu. Te różniły się od swych