Strona:PL Dar jaskółek.pdf/15

Ta strona została uwierzytelniona.

mem zboczu. Na niem to już nawet i ta chuda krówka, choć dobrze po górach chodziła, pasać się nie mogła. Tylko łaciatą krówkę prowadzały tam codzień sulejowe młodsze dzieci: jedenastoletnia Zośka i pięcioletni Jadamek.
Zośka miała jasne, cienkie warkoczyki, Jadamek płową czuprynkę, a oboje bystro na świat patrzyli modremi oczyma. Ale zabiedzone to było, chude, blade pod powłoką opalenizny, jaką wiatr i słonce ozłociły ich twarze. Bo też w domu u nich była stale bieda, a na przednówku — wręcz głód. Zarobki ojca były małe i wtedy to Jędrek, starszy syn, szedł na wędrówkę w niziny, ku miastom, aby sprzedawać rzeźbione skrzyneczki, zabawki i fujarki, które podczas zimowych wieczorów sobie przygotował.
Te zabawki, zarówno jak i kozik z czerwoną rączką, co do ich wyrobu służył, były przedmiotem zachwytu Jadamka, a nawet i Zośki. Ale cóż — nawet tknąć im tego nie było wolno. To też wzdychali tylko i nie ruszali nic.
Dobre to były dzieci. Posłuszne, chętne do roboty, a przyzwyczajone do biedy i głodu tak, jak inne do dobrobytu i sytości. Miały już swoje obowiązki — Jadamek z Zośką pasali kozę, a Zośka nietylko opiekowała się braciszkiem, ale pomagała też przy ubogiem żniwie, przy kopaniu, przy stożeniu siana w wysokie kopiczki na rosochatych, obdartych z igliwa świerczkach. Jadamek i w tych pracach usiłował pomagać siostrze, choć coprawda więcej przeszkodził, niż pomógł, bo był jeszcze za mały. Oboje byli poważni, poważniejsi niż zwykle dzieci w ich wieku bywają. Nic dziwnego: bieda ich wychowała. Zośka jeszcze do szkoły nie chodziła, bo w Cisowem szkoły nie było, tylko we wsi sąsiedniej, ale tam znów iść trzeba było