Strona:PL Dar jaskółek.pdf/19

Ta strona została uwierzytelniona.

Poziomek było dużo. Im dalej pięli się pod górę, tem było ich więcej. Natrafili na jakąś wąską ścieżynkę, szli coraz wyżej i dalej.
Jadamka zabolały nogi, więc siedli, aby odpocząć trochę. Podjedli jagód i powędrowali dalej, dotąd wciąż pod górę. Wreszcie, dzbanek Zośki był pełen.
— No, teraz pora nam wracać. Pójdziem do dołu hańtą ściezecką.
Ale ta ścieżeczka niedaleko dzieci zaprowadziła: zagubiła się kędyś w gąszczu, znikła bez śladu w ciemnym lesie. No, nic to!... Przecie, aby tylko iść teraz ku dołowi, to się jakoś wyjdzie w stronę Cisowego...
Jednakże szli i szli, a las się nie kończył i wsi nie było widać.
— Zośta! — odezwał się Jadamek — mnie się widzi, że my się zbłąkali w lesie, jak te dzieci z bajty...
Strapiona Zośka nie zaprzeczyła. Rozumiała dobrze, że Jadamek miał słuszność.

Było to właśnie tego dnia, kiedy na wzgórzu za obozem drużyny „Jaskółek“ w pobliżu strzaskanego przez piorun buka odbywała się próba przedstawienia.
Dziewczynki odgrywały swoje role w kostjumach. Chatka z piernika dotykała lasu, to też po za nią, wśród gęstych smreków, kryły się harcerki i wychodziły kolejno, gdy przyszła na nie kolej.
Drużynowa Hanka wydała surowy rozkaz, by nikt się niepotrzebnie nie kręcił, to też harcerki, które nie grały w „bajce“, choć umierały z ciekawości, nie śmiały podejść, by nie przeszkadzać grającym.
Drużynowa Hanka sama stanowiła całą publiczność. W przerwach wypowiadała szereg trafnych uwag, po których odgrywano jeszcze raz daną scenę.