Strona:PL Dar jaskółek.pdf/30

Ta strona została uwierzytelniona.

Suleja wydobył pudełko zdziwiony, obejrzał, a że umiał czytać, więc odczytał głośno napis na wierzchu. Dzieci krzyknęły radośnie i zaczęły rozwijać paczkę.
— Książka!... Jakież to śliczności!... i to dla nas!... — wołała Zośka.
Rozjaśniła się i twarz Sulei. Przywykł w ciągu życia do złych i niepomyślnych wydarzeń, to też ucieszył się z tej odrobiny radości, którą ktoś nieznajomy sprawił jego dzieciom. Rzetelnie im się należała, im, co nie znały nic, oprócz biedy na tym świecie!
— Kiedy tak — zażartował wesoło — to obaczmyż, czy i dla mnie starego ta wasza wróżka czego tu nie zakopała.
I śmiejąc się, zagłębił łopatę w rozkopany dół. Wyrzucił kilka łopat ziemi. Nagle łopata szczęknęła o coś twardego.
Suleja się roześmiał:
— Widzicie!... Dla mnie to już jeno kamień. Na naszem polu też ich przecie niemało w darze leży. Taka już dola!... Patrzajcie!... Pochylił się i sięgnął w dół, by wydobyć kamień. Ale to nie był kamień: ręka jego namacała coś gładkiego, chłodnego, co się nie dało wyjąć. Zaciekawiony, ujął znów łopatę i zaczął odrzucać ziemię.
Tak, coś tam było na dnie: płaskie, twarde, duże. Odkopywał i odkopywał boki, aż wreszcie — jest krawędź... Suleja patrzy i oczom nie wierzy: skrzynia... Drzewo zczerniałe, płatami żelaza okute.
Stuknął mocno łopatą, a to drzewo spróchniałe się sypie, a po przez szpary... Wielki Boże!... nie sen-że to? nie zwid?... Nie bajka dziecinna?... Przez szpary sypią się krążki, ciemne, żółtawe i siwe...
Ukląkł, sięgnął dłonią, podniósł ku światłu: stare, złote dukaty i białe talary leżały na jego spracowanej