Strona:PL Dar jaskółek.pdf/34

Ta strona została uwierzytelniona.

Grzmot oklasków nagrodził grających.
Tak się skończyło przedstawienie w obozie harcerskim „Jaskółek“.

Nazajutrz od rana już wielki ruch wrzał w obozie. Rozbierano domek, zwijano namioty, wyjmowano kołki z ziemi, wyrównywano doły, rozbierano kuchnię polową, usuwano ślady wczorajszego przedstawienia.
Był to bowiem ostatni już dzień pobytu drużyny „Jaskółek“ na polanie pod lasem. Wakacje się skończyły, trzeba było wracać do miasta, do szkół, gdzie za kilka dni rozpoczynały się lekcje.
Dziewczynki z żalem żegnały las i góry, ale żal ten łagodziło mnóstwo przyjemnych wspomnień i zadowolenie z dobrze spełnionego zadania.
Nie żal trudu i kłopotów, skoro przedstawienie tak się powiodło!...
Po południu cisza zapanowała na gwarnej niedawno polanie. Tylko las szumiał, jak dawniej, ptaki śpiewały, strumień szemrał wśród zielonej murawy. Umilkły tylko wesołe głosy dziewczęce: drużyna „Jaskółek“ opuściła już swe obozowisko.
Słońce zniżało się ku zachodowi, gdy z lasu na polanę wysunął się tęgi chłopak, z kijem w ręku i zawiniątkiem pod pachą.
Był to Marcin Stolarczyk. Już od dwu dni planował sobie tę wyprawę. Nasłuchał się od siostry cudów o piernikowym domku, o którym jej opowiedzieli Zośka i Jadamek. Wiedział także o piernikach i słodyczach, które się dostały „tym dziadom“.
— No, jeśli oni dostali, to ja wezmę sobie!...
Wypytał się nieznacznie o drogę, zapamiętał sobie kapliczkę na zboczu i ten obdarty z kory, złamany buk, który miał być koło samego piernikowego domku.