Strona:PL Dar jaskółek.pdf/35

Ta strona została uwierzytelniona.

Zabrał ze sobą kij!... łatwiej mu będzie postrącać te pierniki, które są wysoko, na dachu. I worek też przyniósł, żeby sobie to wszystko zapakować.
— No, to już chyba tutaj!
Rozgląda się Marcinek: wszystko jest, jak trzeba. I las i polana... Ot, tutaj stoi buk, odarty z kory, strzaskany od pioruna...
Tylko, gdzież jest domek z pierników?...
Niema go.
Wydeptana trawa, ślad dużego ogniska — oto wszystko, co znalazł Marcinek.
Długo jeszcze rozglądał się i chodził po polanie, nie chcąc wierzyć własnym oczom. Ale domek się nie zjawił!... zły i zawiedziony, cisnął Marcinek swój kij o ziemię i, jak niepyszny, zawrócił w stronę Cisowego. Po drodze, gdy zaczęło się ściemniać, zabłądził, dostał się na jakieś kamieniste zbocze, gdzie droga nie była wprawdzie niebezpieczna, ale niewygodna bardzo. To też późnym wieczorem dopiero potłuczony i podrapany o gałęzie przyszedł Marcin do chaty, nie pochwalił się nikomu, gdzie chodził. I nie mógł też nikogo się spytać, gdzie się podział domek z pierników?...
Myślał nad tem dużo, ale nic nie wymyślił. Dopiero rozjaśniło mu się w głowie, gdy po jakimś czasie dziwnie się jakoś powodzić zaczęło Andrzejowi Sulei.
— Widzicie no — myślał sobie z zawiścią — i gruntu sobie dokupił, i chałupę nowym dachem pokrył, i owiec więcej chowa teraz, niż mój tata... prawdziwy gazda zrobił się z niego... A od czego się zaczęło?... Od wróżki. Wróżka przyniosła im szczęście i tyle. A mnie, mnie nawet swój domek schowała, żebym ani nie oblizał jednego piernika — dodał z urazą.