Strona:PL Dar jaskółek.pdf/9

Ta strona została uwierzytelniona.

Zofka wesoło skinęła głową.
— Muszę! Ale pozwólcie mi dobrać sobie jeszcze kilka do pomocy. Co do pomysłu, to myślałam o tem kiedyś i mam ich ze sześć, ale narazie tak mi się jeden z drugim bije w głowie, że muszę mieć trochę czasu, żeby z niemi jakoś zrobić porządek. Wówczas zgłoszę się z dokładnym projektem.
— Kogo chcecie do pomocy?
— Narazie Jaśkę i Helę. A potem zobaczę.
Tak się rozpoczęła sprawa, której następstwa miały sięgać daleko poza zieloną polanę z grupą namiotów „Jaskółek".

W kilka dni potem rzecz była już postanowiona. Oczywiście więc — przedstawienie. Ale w tych warunkach nie było potrzeba sceny ani kulis.
— Scena to nasza polana, świerki nasze kulisy — mówiła Zofka.
Zbadała już poprzednio dokładnie cały teren. Wybrała miejsce, oddalone nieco od obozu, obok złamanego buku, odartego z kory przez uderzenie pioruna. Namiotów zupełnie nie było stamtąd widać — tylko cudowną zieleń łąki i ciemne tło smreków.
— Tu będzie najlepiej — osądziła.
I w krótkich słowach przedstawiła drużynowej swój pomysł.
— Dość już było różnych „wesel góralskich", „obozów cygańskich" i tym podobnych. Odegrajmy baśń. Choć to również bywało, jednak możemy wystawić naszą bajkę tak ładnie, żeby mogła być zajmująca, mimo, że znana. Proponuję baśń o domku z piernika. Niesłusznie uchodzi ona za niemiecką: spotyka