A jednak, powiada Thompson[1], ptaki te po doświadczeniu kilkodniowem, porywają się z miejsca, wystraszone na odległości połowy wystrzału fuzyi.
Jakkolwiek nie można wątpić, że ta bojaźń przed człowiekiem w dawno zamieszkałych okolicach po części zawsze na nowo się rozwijała, to jednak jest też ona z pewnością instynktową, albowiem w gnieździe jeszcze siedzące pisklęta przestraszają się zwykle przy pierwszem spojrzeniu na człowieka i boją go się w każdym razie o wiele więcej, aniżeli dorosłe ptaki na wyspach Falkland i Galapagos, które oddawna już wystawione były na prześladowania.
Znajdujemy zresztą w samej Anglii doskonałe przykłady, dowodzące, że bojaźń przed człowiekiem rozwinęła się i odziedziczoną została zupełnie odpowiednio do przeciętnego niebezpieczeństwa, albowiem, jak to już niegdyś zauważył Daines Barrington[2] wszystkie nasze większe ptaki, młode jako też stare, bardzo są bojaźliwe. Ale niema przecież żadnego związku pomiędzy wielkością i bojaźliwością, albowiem na niezamieszkałych wyspach przy pierwszych odwiedzinach ptaki wielkie tak samo są zawsze łagodne jak i małe.
Pomimo, iż tak ostrożną jest sroka nasza, nie boi się ona jednak koni i bydła i siada im nawet nieraz na grzbiecie, zupełnie tak samo jak gołębie na wyspach Galapagos siadały w 1864 roku na plecach Cowley’a. W Norwegii, gdzie sroka nie jest prześladowaną, dziobie ona pokarm „tuż przy drzwiach domu i wchodzi nieraz do pokoju”[3]. To samo stosuje się też do wrony (Corvus cornix) jednego z najbojaźliwszych ptaków naszych, który w Egipcie jest znów zupełnie łagodny[4]. Niepodobna, aby każda pojedyncza wrona lub sroka była straszoną przez człowieka, jednakże wszystkie boją go się w najwyższym stopniu; z drugiej zaś strony na wyspach Falkland i Galapagos musiały być zapewne wystraszane liczne ptaki stare, a przedtem jeszcze przodkowie ich, oraz musiały być świadkami okrutnej śmierci innych ptaków, a pomimo to, nie rozwinęła się jeszcze u nich zbawienna bojaźń przed najbardziej morderczym zwierzęciem, człowiekiem.
Fakt, iż zwierzęta, jak to się zwyle mówi, udają śmierć, — a śmierć jest przecie dla każdej istoty żywej stanem nieznanym — wydawał mi się zawsze jako instynkt nadzwyczaj dziwny. Zgadzam się zupełnie z tymi[5], co twierdzą, że w kwestyi tej wiele jest przesady i nie wątpię, że zemdlenie (widziałem jak gajówka zemdlała raz w ręku moim) i paraliżujący wpływ silnego strachu, były często brane za chęć udawania śmierci[6]. Najciekawsze są pod tym
- ↑ Nat. Hist. of Ireland, „Birds“ s. 133.
- ↑ Philos. Transact. 1773 s. 264.
- ↑ C. Hewitson, in Magazie of Zool. and Botany, II, s. 311.
- ↑ Geoff. St. Hilaire, Ann. des Mus. t IX s. 171.
- ↑ Couch, Illustrations of Instinct, s. 201.
- ↑ Najdziwniejszy przykład rzeczywistego, zdaje się, udawania śmierci podaje Wrangel (Travels in Sibiria) co do gęsi, udających się na tundry, dla pierzenia się i zupełnie potem niezdolnych do lotu. Powiada on, że udawały one tak po mistrzowsku Śmierć, „sztywnie wyciągnąwszy nogi i szyje, że spokojnie koło nich przeszedłem i wzią-