niczyny, różnica od której zależą odwiedziny pszczół, musi być bardzo niewielka: upewniano mnie bowiem, że po skoszeniu czerwonej koniczyny, kwiaty drugiego pokosu są cokolwiek mniejsze i stają się dostępne dla pszczół. Nie wiem, o ile to twierdzenie jest słuszne, ani też czy da się sprawdzić drugie mniemanie, a mianowicie, że wioska (liguryjska) pszczoła, uważana zazwyczaj za odmianę zwykłej pszczoły i krzyżująca się z nią z łatwością, zdolna jest dostawać i wysysać miód z czerwonej koniczyny. Tym sposobem, w okolicy obfitującej w ten gatunek koniczyny, byłoby niezmiernie korzystnie posiadać trąbkę cokolwiek dłuższą lub leż odmiennie zbudowaną. Z drugiej strony, ponieważ płodność tej koniczyny zależy bezwarunkowo od pszczół odwiedzających jej kwiaty, to w razie, gdyby trzmiele stawały się rzadsze w okolicy, byłoby wielką korzyścią dla rośliny posiadać koronę cokolwiek dłuższą lub więcej rozdzieloną, aby pszczoły łatwiej dostać się mogły do nektaru. W ten sposób pojmuję, jak kwiat i pszczoła przekształcały sic jednocześnie lub jedno za drugiem i jak przystosowały się doskonale do siebie za pomocą ciągłego przechowywania tych osobników, które przedstawiały najdrobniejsze chociażby zboczenia, wzajemnie korzystne dla obydwu form.
Wiem dobrze, że teorya naturalnego doboru, tak jak ją przedstawiłem w powyższych hypotetyczuych przykładach, napotyka na te same zarzuty, które po raz pierwszy przeciwstawiono wspaniałym poglądom Sir Charles Lyell'a na „współczesne zmiany powierzchni ziemi, jako wyjaśnienie geologicznych zjawisk”. Dziś jednak rzadko słyszymy, by nazywano te czynniki, działające i teraz jeszcze, drobnemi lub nic nieznaczącemi, skoro chodzi o wytłomaczenie wyżłobienia najgłębszych dolin lub utworzenia długich szeregów lądowych wyniosłości. Dobór naturalny działa jedynie drogą przechowywania i nagromadzania drobnych odziedziczonych zmian, korzystnych dla organizmu, i jeżeli nowoczesna geologia rozstała się prawie zupełnie z takiemi poglądami, jak wyżłobienie wielkiej doliny przez jedną dilluwialną falę, to i dobór naturalny odrzuca wszelką wiarę w ciągłe stwarzanie nowych istot organicznych lub też w jakiekolwiek wielkie i nagłe zmiany w ich budowie.
Muszę tutaj na chwilę zboczyć od przedmiotu. Rzecz oczywista, że u zwierząt i roślin rozdzielno-płciowych (za wyjątkiem ciekawych i dobrze jeszcze niewyjaśnionych wypadków dzieworództwa (parthenogenesis), dla wydania potomstwa potrzeba zawsze połączenia dwóch osobników; dla dwupłciowych zaś organizmów (hermafrodytów) nie jest to bynajmniej tak jasne. Pomimo to mamy powody sądzić, że i u wszystkich dwupłciowych przy reprodukcyi gatunku współdziałają, albo zwykle, albo od czasu do czasu, dwa osobniki. Poglądy te wypowiadali przypuszczalnie oddawna już: Spreugel, Knight i Kölreuter. Poznani wkrótce ich wielkie znaczenie: muszę jednak tutaj zająć się tym przedmio-