Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/135

Ta strona została skorygowana.

Właśnie Rózia Chuchin stała przy furtce pałacowej. Podobna ona była do ojca, zwłaszcza z przebiegłego wyrazu twarzy. Stała wystrojona, w kapeluszu, jakby kogoś wyczekując. Usunęła się na bok, widząc nadchodzącego swego pana, lecz ten chwycił ją, popchnął do parku i furtkę zatrzasnął kopnięciem nogi:
— Gdzie jest pani?... Ty wiesz... więc mów! Gdzie jest pani?...
Trząsł ją za ramiona z brutalnością, z której nie zdawał sobie sprawy. Rózia, oszołomiona tą niespodziewaną napaścią, jąkała:
— Ależ proszę pana... ja nic nie wiem, ja doprawdy nie wiem, gdzie jest pani. Gdy pani wróciła z kościoła zastała depeszę...
— Ja mówię nie o starszej pani, ja mówię o twojej dawnej pani... o... o... mojej żonie.
Wykrztusił to słowo z trudnością.
— Gadaj... gadaj zaraz... gdzie ona jest?...
Ryszard widział, iż Rózia szuka wykrętu, że chce go okłamać.
— Moja kochana, nigdy nie mięszałem się w twoje sprawy... udawałem, że nic nie widzę, ale wiem wszystko. Czyż myślisz, że ja nie słyszę, gdy przychodzi do ciebie twój kochanek?... Niechbym tylko słówko powiedział a wiesz, że starsza pani wyrzuciłaby cię natychmiast... a twój ojciec, chyba nie wątpisz, że miałabyś z nim do czynienia.