Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/14

Ta strona została skorygowana.

— Nie, ale dlaczego pytasz?...
— Bo pani znikła z domu od rana.
— Znikła?... Co też ty wygadujesz!
Przestąpił dwa schodki poprzedzające furtkę, lecz zatoczył się i padł na kamienną ławkę stojącą tuż przy wejściu. Ryszard doznawał teraz zawrotu głowy o wiele silniejszego, aniżeli przed chwilą na łódce, nie mógł ani mówić, ani się ruszyć, prawie, że nie słyszał tego, co opowiadała mu z pośpiechem Rózia... W rodzaju brzęczenia dolatywały go podawane przez nią wiadomości, że szukano wszędzie, w domu, w parku, w warzywnym ogrodzie, po nad stawem... wreszcie, że stary Jerzy włóczący się zawsze po polach i lasach zawiadomił ogrodnika, iż brama wychodząca na tył parku jest otwarta, a potem oddał jakiś list starszej pani.
— Ale oto i starsza pani idzie...
Matka Ryszarda miała postać wyniosłą i masywną; czarne włosy były zczesane w tył gładko; szła z gołą głową a cień jej poruszał świetlane plamy słońca przenikającego pomiędzy drzewa alei. Z gwałtowności i pośpiechu jej ruchów znać było wyraźnie, że wiedziała już teraz całą prawdę i pałała wewnętrznym gniewem. Ryszard chciał powstać i podejść ku niej, by jaknajprędzej się czegoś dowiedzieć, lecz siły go zawiodły, był wprost przykuty do ławki, z wysiłkiem głosu i z rozpaczą w oczach zapytał, gdy do niego doszła: