Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/140

Ta strona została skorygowana.

pełniejszą a stanik umiejętnie wycięty ukazywał karczek biały, ponętny, również jak piersi pełne i okrągłe: to ciało odsłonięte śmiało lecz naiwnie, trwożyło i kusiło siedzącego naprzeciw Ryszarda. Patrzał, to znów się odwracał, czerwienił się i uśmiechał, co bawiło i rozweselało Elizę, której pani Fenigan powiedziała zaraz na wstępie z serdeczną prostotą: „Mój Ryszard jest chory, liczę na ciebie, że mi go uzdrowisz“.
Kończyli śniadanie, gdy Eliza zawołała z przerażaniem:
— A mój skórzany woreczek?
W tym woreczku miała ona swoje pieniądze, kosztowności, wszystko, co posiadała najcenniejszego. Z początku nikt się nie przestraszył, bo sądzono, iż woreczek zapodział się pomiędzy rozlicznemi drobiagami, których jeszcze nie uporządkowano. Eliza wiecznie czegoś poszukiwała, wachlarza, pierścionków, parasolki, z żywością sobie właściwą, nigdy nie pamiętając, gdzie co położyła. Po długich poszukiwaniach, okazało się wszakże, iż woreczka skórzanego niema, musiał pozostać w wagonie, albo na dworca kolejowym w Villeneuve. Stangret zapewnił, iż go nie widział z innemi pakunkami, które wiózł obok siebie na koźle.
— Trzeba posłać na stacyę — powiedziała pani Fenigan.
— O nie, droga moja kuzynko, ja sama tam pojadę, bo strasznie jestem zaniepokojona.