Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/162

Ta strona została skorygowana.

— Tak. Zaczyna mi być nudno żyć samej. Wy wszyscy myślicie, że ja tylko śmiać się umiem. A jednak, jakże często śmieję się, chociaż bynajmniej niemam do tego ochoty...
Zadarty nosek Elizy, wesołe kąciki jej ust przeczyły prawdzie słów przez nią wypowiedzianych, lecz intonacya jej była szczera, rzewna. Wywarło to dodatnie wrażenie na Ryszardzie i w myśli swej przywrócił kuzynce sympatyę, zachwianą od wczorajszego rannego wydarzenia przy oknie. Nawet w tak prostodusznym człowieku, jak Ryszard Fenigan, powstały naraz sprzeczne z sobą uczucia i wrażenia. Gdyby Eliza była mu powiedziała: „Czy kochasz mnie? Czy mogę mieć nadzieję, iż rozwiedziesz się ze swoją żoną i ożenisz się ze mną?“ — byłby stanowczo odpowiedział: „Nie kocham cię... i nigdy nie ożenię się powtórnie...“ Teraz zaś, wobec prawdopodobieństwa wyjścia za mąż Elizy za kogoś innego, musiał uczynić wysiłek, by jej nie odradzać.
— Czy Delcrous jest uczciwym człowiekiem? Tak... przypuszczam, że tak. Lecz pamiętam jego wyraz twarzy, gdy przed dwoma laty wydał wyrok śmierci na złoczyńcę, który zamordował rodzinę Meillottes. Zacierał ręce z widocznem zadowoleniem a oczy jego mówiły: „nareszcie, mamy jego głowę!“ Zauważyłem, iż usta mu zwilgotniały, jakby z rozkoszy...
— Przerażasz mnie, Ryszardzie — zawołała Eliza, uradowana, iż dostrzegła jakby zazdrość w tym