Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/182

Ta strona została skorygowana.

kluczy wtórował jej pogróżkom na ogrodników, koszatki i szczury. Czuła się obrażoną w swej dumie i w głębokości swego przywiązania do syna.
— Żyłam i żyję tylko dla niego a jednak on przekłada nademnie tę wszeteczną kobietę! Ach co za zgroza!...
Słów jej brakowało na wypowiedzenie uczuć, rozsadzających zbolałe jej serce. Pędziła dni, pojąc się goryczą. Wpadała w rozpacz, ilekroć przypomniała sobie wyraz twarzy Ryszarda, miotanego złością i nienawiścią ku niej w czasie owej pamiętnej rozmowy. I to on, on, jej Ryszard tak przemawiał do matki, która tak namiętnie była do niego przywiązaną. Powiernicą pani Fenigan była Eliza.
— Kuzynka się myli — mówiła Eliza z czułością, pomagając jej zbierać spadłe jabłka wokoło karłowatych i umiejętnie chodowanych jabłoni. — Tak, kuzynka się myli, przypuszczając, że Ryszard przestał być kochającym synem. Uniósł się wtedy gniewem, więc nie liczył się ze słowami, lecz on od dzieciństwa przywykł uwielbiać swoją matkę. Niechaj kuzynka spróbuje uczynić pierwszy krok ku zgodzie a jestem pewna...
Lecz pani Fenigan z oburzenia na podobną możliwość, upuściła uzbierane jabłka na ziemię i zawołała zaczerwieniona:
— Ja mam zrobić pierwszy krok do zgody z moim synem?... Nigdy. Słyszysz, nigdy nie