Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/185

Ta strona została skorygowana.

stawi na wezwanie, to go jak dzikie bydlę upoluję w lesie, czatować na niego będę wytrwale i zabiję jak psa wściekłego.
Ryszard powtórzył jeszcze kilkakrotnie i dobitnie: „Zabiję, zabiję! Muszę go zabić i zabiję!“ Słowa te padały, jak uderzenie młota w biedną, zbolałą głowę pana Jana. Wyszedł z pawilonu, słaniając się na nogach, podtrzymując się ściany a gdy przekroczył furtkę prowadzącą do lasu, spotkał przy niej panią Fenigan, która oczekiwała na niego, dowiedziawszy się, że jest u jej syna. Zobaczywszy ją, zmięszany pan Jan zawołał z właściwą sobie niezręczną poczciwością:
— Ach pani, jakże mi przyjemnie, tak dawno nie miałem szczęścia...
Lecz ona przerwała mu te grzeczności i, wskazując na pawilon, spytała:
— W jakim celu pana tutaj wysłano? Cóż ci państwo z Grosbourg chcą jeszcze nam zrobić?... Czy za mało zła nam wyświadczyli dotychczas?...
— Ależ to nie my... to pan Ryszard... to on... zapewniam, że nie my.
Drżąc cały, opowiadał o listach nadsyłanych przez Ryszarda do Grosbourg, przerażenie księżnej, chorobę generała...
— Powiedziałam księżnej — rzekła pani Fenigan, uśmiechając się zwycięzko — tak, powiedziałam jej: „Drżyj pani, jeżeli synowie nasi spotkają się z sobą“.