Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/189

Ta strona została skorygowana.

„Ojcze nasz“ a gdy doszła do słów: „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom“... łzy popłynęły z jej oczu a twarde, jak opoka serce stało się naraz tkliwe i współczujące. Ulgi doznała niespodziewanej i wielkiej, klęczała z pokorą i zagłębiła się w myślach nad przebiegiem swojego życia.
Tak, Ryszard miał racyę, wyrzucając jej egoizm. Wszystko i wszystkich naginała ku własnemu zadowoleniu. Kochała męża i kocha syna a jednak jakże oni cierpieli pod brzemieniem jarzma, które im narzuciła. A może Lidia byłaby szczęśliwą, gdyby była znalazła choć trochę serdeczności ze strony matki swego męża. Lecz pani Fenigan okazywała jej tylko dumę swą i wzgardę, nie czując potrzeby wyrozumiałości i przebaczenia. Obecnie zdawała sobie z tego sprawę i wiedziała już jaką powinna być nadal. O jakże to będzie trudno, lecz raz uznawszy swe błędy, przemoże się, sama siebie pokona. Silna tem postanowieniem, znów rozpoczęła „Ojcze nasz...“ Przeciągłe głębokie westchnienie doleciało ją z boku... a więc nie była tutaj samą?... W kościółku było dość ciemno, lecz oczy jej przywykły do tego mrocznego światła, rozejrzawszy się przeto dostrzegła nieopodal od siebie klęczącą kobietę w czepku na głowie, w nędznem bezbarwnem odzieniu; modliła się a przed nią leżał węzełek z rzeczami i przeciągnięty przezeń stary, czarny