Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/190

Ta strona została skorygowana.

parasol. Dotychczas pani Fenigan nie lubiła żebraków i włóczęgów; co poniedziałek dawała im jałmużnę, uznając się przez to zwolnioną od datków po za domem. Niejednokrotnie sprzeczała się skutkiem tej przyjętej reguły z Lidią, która pragnęła obdarzać każdego spotkanego biedaka. Jakież byłoby zadziwienie Lidii, gdyby mogła była widzieć tę niewzruszoną nigdy panią Fenigan przemawiającą do biednej modlącej się kobiety: „Wy nie tutejsi, moja dobra kobieto?“ Lidia byłaby napewno zadrżała ze wzruszenia a może i z nadziei... lecz Lidia widzieć tego nie mogła i nie słyszała miękiej słodyczy tego pytania. Nie słyszała go również biedna, wędrowna kobieta, bo zmęczona, wycieńczona, osunęła głowę na piersi i spała. Dawniej pani Fenigan byłaby się oburzyła podobną bezczelnością żebraczki nieumiejącej się zachować w kościele z należnym szacunkiem, lecz obecnie, ulegając gwałtownej zmianie uczuć, zaszłej od chwili przekroczenia progu małej parafii, pani Fenigan popatrzała na śpiącą litościwie i sięgnąwszy po sakiewkę z pieniędzmi, złożyła ją na węzełku ubogiej kobiety. Ta hojność pani Fenigan była może najgłębszą oznaką przemiany zaszłej w jej sercu.
Napoleon Merivet przechadzał się pomiędzy rozkwitłem! makami zarastającemi wązki pas gruntu pomiędzy kościołem a żelaznemi sztachetami; gdy ujrzał we drzwiach panią Fenigan, wydał okrzyki radości: