Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/191

Ta strona została skorygowana.

— Pani tutaj... to naprawdę pani?.. Słyszałem czyjeś kroki w kościele, lecz... nigdy nie spodziewałem się...
— Tak, to ja. Sama nie wiem, jak się to stało. Można to śmiało nazwać cudem. Lecz chyba cuda pana nie dziwią — dodała z wesołym uśmiechem.
Notaryusz nie mógł znaleźć słów na wypowiedzenia swego podziwu i wielkiego zadowolenia a pani Fenigan, roztwierając parasolkę, by się zasłonić od południowego słońca, mówiła dalej:
— Mam do pana wielkę prośbę... Muszę na dni kilka wyjechać z domu. Przykro mi pozostawiać Ryszarda w zupełnej samotności, zwłaszcza w teraźniejszych przykrych okolicznościach...
Stary uśmiechnął się i rzekł z pewną przebiegłością:
— Wszak ta samotność nie będzie zupełna... pozostanie z nim kuzynka?...
— Kuzynka wraca do Bretanii i właśnie z nią tam jechać muszę.
— Po co do Bretanii... po co?
— Sama jeszcze nie wiem... Jestem pod wrażeniem natchnienia doznanego w małej parafii.
Napoleon Merivet nie pytał dalej, lecz uniesiony wzruszeniem zawołał:
— Wiedziałem, że pani jesteś zacną i dobrą kobietą... tylko ta piekielna pycha psuła najlepsze twe popędy.