Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/192

Ta strona została skorygowana.

— Lecz kochany panie Merivet, proszę pamiętać, iż wszyscy powinni mieć przekonanie, że jadę do Bretanii, ulegając życzeniu Elizy. Zwłaszcza Ryszard niechaj tak myśli. Inaczej mógłby sobie wyobrażać różne rzeczy, które niewiadomo o ile mogą przyjść do skutku. Chcę najpierw sama zbadać i zobaczyć...
— Bądź pani spokojna Ryszard niczego się nie dowie... będzie wiedział tylko to, co pani zechcesz. Będę nad nim czuwał, jak również nad wszystkiem, co się będzie działo w Grosbourg. Jeżeli ta straż okaże się ponad moje siły, to zawezwę do pomocy mojego poczciwego przyjaciela, księdza Cerès, który łagodny jest na wzór świętego Franciszka a jest przytem stanowczy i silny, jak zastęp archaniołów... Ręczę pani, że Ryszard będzie pod dobrą opieką.
— Dziękuję, serdecznie panu dziękuję!
Chciała już odejść, lecz widząc, iż Merivet zamyka drzwi kościoła, rzekła:
— Nie zamykaj pan... tam jest jakaś biedna kobieta... zasnęła ze zmęczenia...
Oczy staruszka błysnęły i rzekł, prostując się dumnie:
— Teraz pani poznała, czem jest ten kościół... gdy jest otwarty, zawsze wejdzie tam istota potrzebująca pocieszenia... lub chociażby odpoczynku... Pozostawmy więc biedaczkę w spokoju... Drzwi zamknę później. Czy nikogo, prócz niej, niema w kościele?...