Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/197

Ta strona została skorygowana.

zustannie o wybrzeże półwyspu w Quiberon. Na uboczu od innych zabudowań bił w oczy jaskrawo żółty-dom ciotki pana Aleksandra a jeszcze jaskrawiej migał przed nim wielki biały czepiec pani kapitanowej, zajętej dziś od wschodu słońca porządkowaniem pokojów, oraz mahoniowych mebli, by całą swą wspaniałością olśnić mogły spodziewanych lokatorów.
Pokoje w żółtym domku przepełnione były suszonemi algami, muszlami, florą i fauną morską, zniesioną tutaj i porozwieszaną rękami starego kapitana. Na kominkach stały drobne figurki, pudełka, zwiezione przez niego ze stron dalekich; wszystko mówić się zdawało o morzach i krajach nieznanych a z okien domu widać było morze i uwijające się na nim rybackie łodzie o białych rozpiętych żaglach.
Lidia obeznała się wkrótce z godzinami, w których lodzie wypływają lub wracają do portu. Pustka i cisza panująca w Port Haliguen miały urok dla Lidii, lecz zarazem ileż rzeczy ją teraz raziło; zamiłowaną była w wystawności, wytworności, ostatniemi czasy nawykała do tego, obecnie trzeba było żyć zupełnie inaczej. Zapalająca się co wieczór latarnia morska nie zastępowała jej wspaniałych żyrandoli płonących w salonach hotelu w Monte-Carlo; jedząc samotnie potrawy przygotowane rękoma pani kapitanowej, wspominała myślą bogactwo stołowej sali, do której jako pani hrabina wchodziła wsparta na ramieniu pana hra-