Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/199

Ta strona została skorygowana.

— Nie turbuj się, moja kochana. Znam Aleksandra od czasu, jak jestem, na świecie.
Rzeczywiście, Lidia wybornie pamiętała jego postać często ukazującą się na gościńcu; od dziecka przywykła rozpoznawać osobistości, dążące w tę lub inną stronę przed oknami ochronki w Soisy; była to ulubiona jej zabawa. Pan Aleksander wydawał się jej wówczas znakomitością wybitną i do pewnego stopnia coś z tego dawnego wrażenia pozostawało zespolone w umyśle Lidii. Na odwrót pan Aleksander nie zapomniał nigdy, iż była ona nieznanego pochodzenia sierotą i skutkiem zawartego małżeństwa stała się mieszczanką, a teraz po części jego panią. Nienawidził jej, i z głęboką rozkoszą pastwił się nad nią. Dowodziły tego listy, które pisywał do księżnej; zdając relacyę ze swej wyprawy, z tryumfem mówił o wrażeniu, jakie sprawił, przybywszy do Monte-Carlo i płosząc kochanków słowami: „Uciekajcie... mąż przyjechał!“
Przedłużał obecnie swój pobyt w Quiberon, nasycając swoją mściwą i nizką naturę służalca widokiem wzrastającego smutku i niepokoju Lidii. Cieszył się, iż zbliża się dzień, w którym powie jej bez ogródki, że pan hrabia nigdy tu nie przybędzie, inne już ma bowiem zabawki na jej miejscu.
Pewnego razu znalazł się wszakże pan Aleksander w przykrem położeniu, myśląc, iż powzięte plany nowy przybrały kierunek.