Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/205

Ta strona została skorygowana.

odmienne oczy miał generał i z jaką szczerą rozpaczą czynił jej to zwierzenie. Przypominając sobie tragiczny wyraz twarzy generała, Lidia chłodła dla jego syna, uczucie zmieniało się w jej sercu, przybierając pozory wzgardy. Dla kogóż-to złamała swoje życie!... Ach, gdyby można było to wszystko cofnąć!... Po niespodziewanem wyjściu za mąż za prawego, poczciwego człowieka, życie otwierało się przed nią spokojne, niczem nizkiem niezamącone... po cóż rzuciła je, zerwała z nim bez przyczyny, nieusprawiedliwiała jej nawet miłość, ani szał... jakże zbłądziła... jakże była nierozważną. A teraz cóż będzie?... Jakże się zakończy ten ich stosunek miłosny?...
Drżąca w niepewnościaeb kłębiących się myśli, Lidia pogrążyła się w dumaniu. Wieczór zwolna zapadał a woda szemrała, rozbijając się z lekka o kamienie grobli. Coraz liczniejsze łodzie wracały do portu a rozwinięte ich żagle przybierały w wieczornej mgle fantastyczne rozmiary widziadeł. Wtem na końcu grobli zajaśniało światło, wysoko po nad ziemią i wodą; był to jaskrawy płomień latarni morskiej. W tejże samej chwili Lidia poczuła się wstrząśniętą, coś nieznanego nagle w niej drgnęło; przelękła się, lecz wkrótce zrozumiała i owładnęło nią niewypowiedzianie słodkie uczucie. Było to pierwsze poruszenie dziecka, tego dziecka, o którem zapominała, lecz ono dawało jej teraz znać, iż żyje, jest przy niej i w niej samej. Spowodowało to zupełną prze-