Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/208

Ta strona została skorygowana.

Piasczysty i równy brzeg po nad morzem rozpościerał się daleko i pomimo jesiennej pory roku wałęsało się po nim trochę obcych przybyszów, którzy, posłyszawszy o mającej przybyć tutaj flocie, wyczekiwali, by zobaczyć próby nocnej bitwy na morzu. Lidia nie chodziła teraz nigdy w tę stronę, lękając się nowej jakiej zniewagi, dwuznacznych spojrzeń i uśmiechów. Chcąc użyć przechadzki, szła na groblę. Lubiła panującą na niej samotność i patrzała na morze, patrzała nawet chętniej, niż w pierwszych czasach swego przybycia do Haliguen, gdy co chwila spodziewała się dostrzedz na horyzoncie „Bleu-Blanc-Rouge“. Dziwiła się wszakże a nawet niepokoiła brakiem jakiejkolwiek wiadomości; wszak Karlexis mógł do niej pisać, wreszcie dlaczegóż Aleksander nie dawał znaku życia?...
Na pierwszą niedzielę przypadającą w październiku naznaczono wielką uroczystość w Quiberou; odbyć się miały doroczne regaty. Poraz pierwszy Lidia nie doznała przykrości choroby morskiej, chociaż parę godzin spędziła na statku. Prawda, iż morze było równe, niebieskie i łagodne, najlżejszego nie było wiatru a słońce ogrzewało powietrze, lśniąc się na drgającej powierzchni wody. Lidia zajęła miejsce na pokładzie statku, który, stojąc na kotwicy zdala od brzegu, miał być metą dla ścigających się łodzi. Statek należał do przewodnika portu, który od czasu, gdy Lidia załatwiła jego nieporozumie z kapita-