Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/214

Ta strona została skorygowana.

z Paryża. Hotel „Princesse de-Lamballe“ przepełniony był gośćmi a posługacz, znajomy Agaryty, powiedział jej, iż właśnie dzisiaj przybyła jakaś pani, podobno paryżanka z młodą kuzynką wcale nieszpetną.
— Czy wiesz, jak się la pani nazywa? — spytała Lidia, tknięta jakby dziwnem przeczuciem. Wszak przed chwilą, stojąc na placu i patrząc na tańczących, zdawało się jej, iż na balkonie hotelu widziała osobę nadzwyczaj podobną do matki Ryszarda. Lecz Agaryta nie wiedziała nazwiska pań świeżo przybyłych, wreszcie zkądżeby przyjść mogła pani Fenigan myśl przybycia do Quiberoc?... Musiało to być ułudne, tylko, podobieństwo. Lidia tak często rozmyślała nad ubiegłą swoją przeszłością, iż nic w tem nie było dziwnego, że pojawiać się przed nią zdawały dobrze jej znane postaci. Było to coś w rodzaju halucyncyj Agaryty, która pierwsze lepsze światełko brała za potoki ogni, mających spływać od olbrzymich okrętów floty.
Gdy przybyły do Port-Haliguen, płonęła tylko morska latarnia na grobli, oraz lampka pozostawiona w sieni żółtego domu. Tuż przy tej lampce leżał list. Lidia rozpieczętowała go natychmiast a z treści jego wyraźnie ujrzała, iż nie zawiodły jej trwożne przeczucia, które ją obiegły w pierwszym dniu przybycia na ten samotny, półwysep bretoński. Tutaj, a nie gdzieindzej, miał ugodzić ją cios ostatczeny...