Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/228

Ta strona została skorygowana.

narysował paryżanin obcego pochodzenia, nazwiskiem Wald. Służy on jako jednoroczny żołnierz w moim szwadronie; wysoki, blondyn, wargi ma wązkie a oczy zamglone. Żeby pozyskać względy pułkownika, zrobił jego portret dwukolorowemi ołówkami; zaczął mnie portretować i właśnie zasiedliśmy na strychu w młynie, gdy jeden z kolegów przerwał nam, wołając: „Wald, leć coprędzej do pułkownika, wzywa cię, bo przyjechało dwóch panów z Paryża.“
„Jestem zgubiony“ rzekł mój artysta, blednąc straszliwie a oczy jego utkwiły w otworze wychodzącym na dach, lecz okienko było zbyt wązkie, by przepuścić człowieka. Myśleliśmy, że pułkownik wzywa go z powodu owej karykatury, lecz wieczorem dowiedziałem się od mojego jednookiego kuzyna, iż sprawa jest o wiele gorsza. Wald rysował bilety bankowe, puszczając ich niemało wobieg. Długo mu się udawał ten przemysł dzięki mistrzowskiemu naśladowaniu owych niebieskich papierków, których potrzebował dużo, mając kochankę lubiącą zaspakajać kosztowne zachcianki. Tylko o tem teraz mówią w naszym pułku.
Mnie te gadaniny o Waldzie i pięknej jego kochance niewiele obchodzą, lecz przypominam sobie często nagłą zmianę zaszłą w wyrazie jego twarzy, gdy go zawezwano do pułkownika. Powstał z piorunującą gwałtownością i wzrok wlepił w otwór na dachu. Ileż życia było w tym geście