Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/241

Ta strona została skorygowana.

sobie i prawie zmusiła, by usiadł tuż przy niej koło łóżka, zapowiadając, że chce z nim dłużej pomówić.
— Później porozmawiamy... teraz mama jest zmęczona...
— Nie... chcę zaraz... powiadam ci, że mam bardzo wiele do pomówienia z tobą...
I zwolna, łagodnie, zaczęła od chwili, gdy postanowiła jechać do Quiberon. Projekt tej podróży powstał w jej głowie zaraz po owej strasznej sprzeczce w oranżeryi; uznała, że wyrzuty Ryszarda były słuszne; tak, zbyt stanowcza, ostra i zimna była zawsze dla niego a zwłaszcza dla Lidii; postanowiła się odmienić i zatrzeć o ile możności dawne swe postępowanie, chciała, by jej nie pamiętano, by jej przebaczono dawniejsze urazy. Opowiadała swoje przybycie do tej odległej bretońskiej mieściny. Przez kilka dni ukrywała się, chcąc najpierw wywiedzieć się o sposobie życia Lidii a zebrawszy same tylko dobre wiadomości, poszła do żółtego domu w Haliguen, lecz jakże się przeraziła zastawszy Lidię umierającą i pod opieką wioskowego lekarza, który sam się przyznawał, iż po raz pierwszy zdarza mu się krajać ciało dla wydobycia z niego rewolwerowej kuli.
Ryszard słuchał opowiadania matki, odwróciwszy się i spuściwszy głowę; nie byłaby wiedziała, jakie jej słowa czynią na nim wrażenie, gdyby nie ręka jego, której nie wypuszczała ze swej dłoni.