Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/247

Ta strona została skorygowana.

Czy wiesz, mamo, że ostatniemi czasy więcej myślałem o jej spodziewanem dziecku, aniżeli o niej samej...
Z cicha zaczął opowiadać, jak pewnej nocy nad ranem zbudził go krzyk przeciągły, przeraźliwy, jakby konającego z bólu zwierzęcia. Zerwał się z łóżka i pobiegł ku oknu. Przekonał się, iż straszny ten jęk dolata od mieszkania dzierżawcy. Dziwił się, bo żyjący tam ludzie zachowywali się zawsze spokojnie i o tej porze dolatywały tylko odgłosy od obór i kurników. Jęk chwilami wzmagał się, to znów przycichał, zanikając w skardze przypominającej kołyskę, to wybuchał z szaloną gwałtownością, przenikając ściany domów i napełniając powietrze bolesnym swym drganiem. Wsłuchując się, Ryszard przypomniał sobie młodą żonę dzierżawcy, która temi czasy spodziewała się dziecka. Krzyki rodzącej kobiety łączyły się teraz z pianiem kogutów, ryczeniem bydła, śpiewem dzikiego ptactwa, witającego wschodzące słońce; niebo różowiało i coraz było jaśniejsze, wszystko budziło się do życia, jak ta drobna ludzka istota, która, płaczem świat ten witając, zwiastowała swą obecność i łączność z całością natury. Zadumanie Ryszarda przerwała myśl, iż może Lidia przechodzi teraz właśnie takież same męczarnie porodu...
— Ach mamo, żebyś ty widziała, w jaką straszną wpadłem rozpacz! Stałem przy oknie i szlochałem na głos... Musiałem być bardzo śmiesz-