Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/249

Ta strona została skorygowana.

go obelżywemi listami przeznaczonemu dla jego syna... Czyż ty nie rozumiesz, że gdyby mógł, stanąłby natychmiast, by bić się z tobą i zginąć w obronie życia swego syna... Czyż ciebie ogrom nieszczęścia spadłego na generała nie wzrusza, nie łagodzi twego gniewu?
Ryszard wyrwał się z objęć matki i zaczął szybkim krokiem chodzić po pokoju:
— Wszystko to już nieraz mi mówił nasz poczciwy przyjaciel... stary Merivet — i tobie, moja droga mamo, odpowiem tak jak jemu: ci ludzie zbyt srogą krzywdę zadali mi, abym mógł odczuwać względem nich cośkolwiek podobnego do litości. Tak, wszyscy oni dokuczali mi strasznie... mamo, mamo, co ja wycierpiałem z ich powodu!...
— Cierpiała zwłaszcza twoja duma, twoja miłość własna...
— Mamo — rzekł Ryszard z tkliwością — dlaczego wymawiasz mi moją dumę, moją miłość własną... po kimże odziedziczyłem je?...
— Tak, są to wady twojej matki, mój drogi Ryszardzie, lecz zrób tak jak ja zrobiłam — pozbądź się ich na zawsze...
— W jaki sposób?...
— O w sposób bardzo prosty... weszłam do naszego kościółka, do małej parafii... Nie wyśmiewaj się, ty szkaradny chłopcze, bo naprawdę skutek był cudowny... Wyszłam ztamtąd inną, niż weszłam. Dlaczego... zkąd zaszedł zwrot tak nagły?... Nie wiem.