Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/252

Ta strona została skorygowana.

stawię ich odtąd w spokoju. Będę się starał zapomnieć, iż istnieją na świecie!
— Oni cię nie zaczepią. Za to mogę ci ręczyć. Ale chodź tu do mnie, niechaj cię uściskam jeszcze, mój kochany chłopcze! A teraz idź sobie, bo muszę trochę wypocząć. Chciałabym zasnąć.
— Szkoda, że mnie wypędzasz, moja droga mamo.... Obciąłbym, żebyś mi jeszcze mówiła o Lidii, ona tam sama... chciałbym jaknajprędzej ją sprowadzić...
Pani Fenigan uśmiechnęła się i rzekła żartobliwie:
— Tak, tak... Rozumiem, że chciałbyś jeszcze o niej mówić.. Ale poczekaj, trochę cierpliwości, będziemy z sobą rozmawiali przy obiedzie. Ozuję się zmęczoną i muszę wypocząć po drodze. Więc żegnam cię, mój synku.
Odprawiony z pokoju matki, Ryszard czuł, iż nie wytrzyma do wieczora w pracowni. Postanowił puścić się na dłuższą przechadzkę po lesie. Po raz pierwszy skierował się do lasu przez bramę, którą uciekła Lidia. Dotychczas nie mógł tego wymódz na sobie.
Skutkiem późnej już jesieni, liście opadły z drzew i leżały zbite deszczami, tworząc gruby pokład śliskiego, błotnistego nawozu. Las nie był teraz piękny. Krzewy podszywające go gąszczem zarośli sterczały jak rózgi, ptactwo nawet gdzieś się skryło a wystąpiły w zamian druciane płoty, niewidzialne w czasie letniej pory pod nawałą