Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/254

Ta strona została skorygowana.

zamachu. Zawiniła ciężko, lecz odpokutowała swoje grzechy. Oczyszczona z nich, odrodzona do nowego życia, stanie przed nim z wyciągniętemi ramionami i Ryszard na myśl o błogości tej chwili czuł się niewymownie rad i wzruszony. Jakże dobrze im będzie błąkać się po tym lesie, poić się wzajemną pieszczotą, oddychać wiosennem powietrzem, pełnem zapachu fiołków i konwalij...
— Wczesnego spaceru dziś pan używa, panie Ryszardzie! Może zechce pan wstąpić do mojej chałupy... właśnie do niej wracam...
Temi słowy stary Indyanin przerwał słodkie marzenia Ryszarda.
— Ale może twoja synowa nie będzie rada, gdy jej przywiedziesz gościa o tak wczesnej porze?...
— Nie ma obawy! Ona ząwsze bardzo jest rada, gdy kto do nas zawita... Woli patrzeć na gości, aniżeli na mnie... oj niezawsze jestem ja w zgodzie z tą strojną jejmościanką...
Szli teraz razem i wkrótce stanęli przed grubemi, poszarpanemi murami dawnego klasztoru, przy którym wznosił się dworek leśniczego. Po za ciężką bramą, obrosłą mchem, ciągnęło się wielkie podwórze, na którem przed kilku miesiącami Ryszard widział tańczące pary gości, sproszonych na wesele syna starego Indyanina. Wszedłszy wewnątrz domu, Sautecoeur zdjął z ramion fuzyę i torbę z przytroczonym królikiem, którego