Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/260

Ta strona została skorygowana.

więc długiemi, kościstemi rękoma, wołając ze zgrozą:
— Pani tak mówi, jakbym nie była rada z pobytu Lidii! I pani pilno ją ztąd odebrać, lecz ja jej ztąd nie wypuszczę a przynajmniej nie wypuszczę tak prędko! Ona jest taka jeszcze słaba, i taka bledziutka! Podróż zmęczyła ją niezmiernie, nawet wielce nieostrożnie było wieźć ją tak daleko, zaraz po ciężkiej chorobie! Doktór polecił, aby leżała. Niewolno jej wstawać aż po widzeniu się i pozwoleniu naszego doktora. Czy pani chce ją widzieć?...
Cała ta rozmowa toczyła się prawie szeptem. Teraz siostra Marta powiodła oczyma dokoła i rzekła głośno:
— Chodźmy więc do matki przełożonej. Będzie pani przerażona jej widokiem. Bardzo się zmieniła skutkiem choroby...
Siostra Marta poszła przodem, wskazując drogę pani Fenigan. Mury korytarzy lśniły się białością przypominającą maurytańskie domy. Poręcze schodów świeżo odmalowane nie dozwalały się opierać, szły więc obie kobiety zwolna; siostra Marta szeleściła paciorkami różańca a pani Fenigan, nosząca przy sobie kółko z kluczami, potrząsała niemi, brzęcząc przy każdem poruszeniu. Przebywszy schody, weszły na długi korytarz, w głębi którego znajdowały się drzwi od pokoju Lidii.