Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/273

Ta strona została skorygowana.

Zaledwie Ryszard wyrzekł te słowa, natychmiast spostrzegł z rozpaczą całą ich niewłaściwość, wszak w tymże samym pułku dragonów odbywał swą wojskową służbę Karlexis, którego postać wywołana tą uwagą, stanęła teraz w myśli ich obojga. Znów zapanowało głuche i przygnębiające milczenie. Na szczęście nowa osobistość ukazała się na gościńcu. Stary Jerzy z torbą żebraczą przewieszoną przez plecy, z kijem swym nierozłącznym w ręku, usuwał śnieg z przydrożnego kamienia znaczącego kilometry i siadł na nim w słońcu, naprzeciwko okien ochronki. Ryszard zaczął się dziwić, jakim sposobem ten starzec ledwie mogący powłóczyć nogami, znalazł siły, by zajść aż tutaj, pomimo silnego mrozu i wiatru.
— Możnaby przypuszczać, iż odgadł on mój powrót do ochronki, bo codziennie o tej godzinie siada na tym kamieniu a wiem, że tego nie robił przed moim przyjazdem.
A Ryszard, patrząc życzliwie na starego żebraka, dorzucił do słów Lidii:
— Wzrusza mnie to przywiązanie starego Jerzego, wiernie nad tobą czuwa z psią poczciwością. Po twoim wyjeździe upijał się codziennie, jakby z rozpaczy i wiecznie kręcił się tuż koło naszego domu. Przypuszczam, że ciężko był zmartwiony twoją nieobecnością, zacząłem mu współczuć i pozwoliłem zamieszkać w budzie nad rzeką.