Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/279

Ta strona została skorygowana.

a jednakże przebaczyłem jej, tak przebaczyłem z głębi serca. Dlaczegoż więc powstaje we mnie taki bunt... taka wściekłość, którą ledwo mogę opanować?... Drogi mój panie, dlaczegóż niepowiedziałeś mi, że to wszystko przedstawia tyle trudności!
Mówił, chodząc. Rzucał słowa urywanemi, krótkiemi zdaniami, podkreślając je gwałtownością ruchów. Stary notaryusz czuł się także wzburzony, lecz panował nad sobą; siedział przed płonącym kominkiem i rozgrzebywał ogień haczykiem trzymanym w ręku.
— Znam to uczucie... Pamiętam com przecierpiał... zdarzało się, iż patrząc na uśpioną twarz mojej Ireny, dopatrywałem się zmian, jakie na niej zaszły w czasie, gdy żyła zdala odemnie... a drobne wgłębienia przy oczach i w kącikach ust, brałem za znaki wyżarte miłosnemi pocałunkami jej kochanka... trząsłem się i szalałem z bólu, uprzytomniając sobie ich pieszczoty. Od dokonania zbrodni ratowały mnie słowa tego zacnego księdza, którego powrotu pragnę gorąco zwłaszcza dla ciebie. Mówił on do mnie surowo, jak spowiednik winien mówić do grzesznika: „Tak, żona twoja sprzeniewierzyła ci się, należała do innego mężczyzny, poznała inne pocałunki oprócz twoich. Lecz czyjaż w tem wina?... Dla czego narzekasz? Dla czegóż lepiej nie zapytujesz samego siebie, o ile byłeś jej wierny? Czyż ona jest jedyną niewiastą, którą zaznałeś?“