Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/284

Ta strona została skorygowana.

czuje się ona pod strażą tego wiernego i dobrego towarzysza! Nagle śpiewy i śmiechy ozwały się na dole. Ryszard zapytał:
— Co to znaczy?...
— Nic... to maski... zapomniałeś, że dziś tłusty wtorek?... — uspakajała go matka.
Lecz jedna i ta sama myśl pojawiła się w głowach ich trojga, skutkiem czego nie śmieli przez chwilę ani przemówić, ani spojrzeć na siebie. Rok temu, w tłusty wtorek i o tejże co teraz godzinie, zadzwoniono gwałtownie do bramy i zajechało kilka powozów, napełnionych przebranemi strojnie osobami, które, nie pytając się, wpadły do spokojnego salonu pani Fenigan, tańcząc i śpiewając. Nieprędko dowiedziano się, kim byli ci weseli młodzi goście, bo coś dopiero w godzinę po przybyciu Karlexis zdjął maskę i przedstawił resztę zwiezionego przez siebie towarzystwa.
Po cóż doleciało ich teraz karnawałowe echo z gościńca, budząc niepotrzebnie drażliwe wspomnienia. Naraz zrobiło się jakby ciemniej i chłodniej w tym salonie, pełnym przed chwilą ciepła i tkliwości uczuć.
— Chodźmy, Lidio — rzekł Ryszard, wstając z fotelu — trzeba, żeby mama mogła się położyć.
Pani Fenigan chciała zadzwonić, by ktoś ze służby odprowadził ich ze światłem do pawilonu