Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/287

Ta strona została skorygowana.

rzeki, myślałem o tobie... Ach, jakie straszne były to godziny!
Lidia osunęła z siebie futro całe pokryte szronem i stanąwszy przed nim, położyła mu ręce na obu ramionach.
— Dokuczyłam ci... domyślam się a nawet wiem o tem... lecz poczekaj, zobaczysz, że o tem zapomnisz, bo całych sił dołożę, by ci wynagrodzić twoją krzywdę... Patrz, czytaj w moich oczach i zaczerpnij w nich nadzieję. Wiem, że wiele ci jestem winna, lecz postaram się wypłacić ci moje długi.
Zbliżyła się jeszcze ku niemu i nadstawiając czoło, rzekła:
— Chodź, pójdziemy na górę, do naszego pokoju...
Lecz on odsunął ją zlekka i bez gniewu, ale rzekł stanowczo:
— Idź sama. Ja zostanę tutaj.
— Naprawdę?... Chcesz, abym sama tam poszła?...
I mówiąc to pobladła i jakby wpół omdlała. Ryszard zaczął wyrzucać sobie swoje okrucieństwo i rzekł, uniewinniając się:
— Cóż zrobić?... jest to silniejsze nad wszelkie rezonowanie. Nie mogę. Lękałbym się, abym cię ostatecznie nie znękał swojem dziwactwem... czuję, iż byłabyś niezmiernie nieszczęśliwą... Wolę zostać...