Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/30

Ta strona została skorygowana.

gan, spojrzawszy znacząco na syna, spytała: „Czy ją kochasz?“
— Nie dbam o nią — odpowiedział Ryszard, otrząsając swoją angielską fajkę o but zapylony, i w tejże samej chwili uleciała jego miłosna zachcianka. Nazajutrz panna odjechała i nigdy już nie było mowy o tym przedłużonym spacerze i chwilowem rozmarzeniu Ryszarda. Niezadługo wszakże potem, młody Fenigan ożenił się a matka jego żadnych tym razem nie stawiała przeszkód.
Od bardzo dawnych lat, sięgających dziecinnego wieku Ryszarda, był zwyczaj, że co czwartek sieroty z ochronki w Soisy, przychodziły do pałacu w Uzelles na podwieczorek, wyprawiany im przez panią Fenigan, która czyniła to nietyle przez dobroć serca względem biednych dziewczątek, ile w chęci spotkania się i porozmawiania z zakonnicami. Pewnego czwartku, podczas takiego podwieczorku, Ryszard był w domu i wieczorem przy obiedzie zapytał się matki:
— Jak się nazywa ta wysoka, szczupła i blada dziewczyna o niebiesko szarych oczach; oczy ma jak aksamit... stała ciągle przy siostrze Marcie.
— To Lidia. Nie poznałeś dawnej małej Lidii?
— Jakto? To ona, ta dawna, brzydka, rozczochrana cyganka?
I nagle przypomniał sobie ową małą Lidię wyróżniającą się z pośród schorzałych, potwornych, skrofulicznych swoich towarzyszek. Miała włosy