Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/300

Ta strona została skorygowana.

— A — czyż nie widzisz, że on już złapał na nią butelkę... wynalazł sobie sposób czerpania wody bez wielkiej fatygi.
Brzeg rzeki był wysoki i żebrak nie mógł zejść niżej, bo było zbyt dla niego stromo, więc z wielką biedą położył się na ziemię, przypuszczając iż tym sposobem butelka sięgnie do wody. Cbuchin i Aleksander śmieli się na głos, tak ich bawiły wysiłki starego biedaka.
— Zdechnie stary niedojda... dalibóg dyabli go wezmą, tak się nadyma!...
— Łbem gotów wlecieć do wody... a to dyabli nadali tego starego... wleci... doprawdy wleci... hej, ojcze Chuchin, uważaj.. masz tobie, chlupnął w rzekę!...
Rozległ się okrzyk straszny, przeraźliwy, krzyk istoty wołającej o pomoc, pragnącej całemi siłami ratunku. W okrzyku tym było coś dzikiego, przeszywającego. W miejscu, gdzie stary wpadł do wody drżały jeszcze trzciny i zarośla. Na szczęście ludzie pracujący na poblizkiem polu zbiegli się na pomoc i wyciągnęli starca na brzeg rzeki. Trząsł się na całem ciele, woda lała się strumieniami z jego ubrania, lecz z zaciśniętych dłoni nie wypuścił swojego kija. Chuchin, który z przyjemnością pomyślał sobie, iż wreszcie buda pozbędzie się swego mieszkańca, teraz, mrucząc, skierował łódkę do wybrzeża, udając, iż śpieszył na ratunek tonącemu.